Kategorie
Opinie i analizy

Uniwersytet Pedagogiczny, czyli kilka słów o ekonomii wykluczenia

Pisząc te słowa próbuję zrozumieć naturę zdarzeń, w które uwikłała nas historia. Oswoić lęki, nazwać to, czego doświadczam od ponad dwóch lat. Odnaleźć sens w byciu świadkiem.

Jako pierwszy powód zwolnień w Uniwersytecie Pedagogicznym podano konieczność „zbilansowania budżetu”. Zdecentralizowane finanse (wcześniej rozliczanie centralnie, w oparciu o wewnętrzny podział subwencji) ujawniły wysoki poziom niedofinansowania instytutów osadzonych na dyscyplinach humanistycznych. Z tajemniczych tabelek kanclerza, pokolorowanych w Excelu, wynikało, że długi są wielomilionowe i zamierzamy w kierunku czarnej dziury. A jak wiadomo, w pobliżu czarnych dziur standardowe prawa logiki zakrzywiają swój bieg. W uczelni podniesiono alarm, wprowadzono stan wyjątkowy. Ponieważ jednak nigdy nie ujawniono oficjalnego planu restrukturyzacji, w którym byłby np. zapis o zakazie odtwarzania stanowisk zlikwidowanych w wyniku przeprowadzonej optymalizacji, dokonywano zwolnień i ogłaszano konkursy na te same stanowiska.

Zasadniczo jednak zaczęło się od zwolnień emerytów. Na początku wierzyliśmy, że zmiany strukturalne i kadrowe są konieczne. Uwierzyliśmy nawet, że pobieranie emerytury i praca na etacie ma w sobie coś niewłaściwego. Ustalone wcześniej reguły komunikacji uległy zaburzeniu. W publicznych wypowiedziach kanclerz przypisywał osobom w wieku emerytalnym lenistwo, opieszałość, wąskie horyzonty poznawcze. Ale pragnienie reformy, hodowane od wieków w głębokich, skostniałych strukturach akademickich, okazało się tak silnie, że uwierzyliśmy w obietnice Dobrej Zmiany.

Z czasem pracę straciły osoby głośno protestujące przeciwko nowej polityce finansowej, kadrowej i jakościowej, jak i te, które w ogóle nie protestowały – okazały się bowiem łatwym celem. Byli rektorzy, urzędujący dyrektorzy instytutów, aktywni działacze i działaczki związków zawodowych… Główny powód? Otwarte wyrażenie sprzeciwu, interpretowane jako brak lojalności. Zwalnianym odmówiono nawet prawa do rozmowy z pracodawcą.

Dobrze wszyscy wiemy, że w feudalnym systemie uczelnianym zdobycie tytułu doktora habilitowanego jest jak nadanie szlachectwa. Później możesz już tylko dołączyć do profesorskiej arystokracji. Gdzieś pomiędzy dopada cię „profesura podwórkowa”, czyli tytuł profesorski twojej własnej uczelni. Tracisz go w momencie zwolnienia. Odkąd nowa władza zaczęła przeliczać tytuły na etaty okazało się, że jednak „trzeba stawiać na młodych”. Bo mniej kosztują. Nagle szlachectwo i tytuły arystokratyczne zaczęły niewiele znaczyć. Właściwie należało nas wszystkich zwolnić – wyszlibyśmy przynajmniej na zero. Dlaczego tak zaprojektowano budżet uczelni? Dlaczego stała za tym osoba niegdyś skazana prawomocnym wyrokiem za przekroczenie uprawnień i wprowadzenie w błąd urzędu, w którym pracowała? Nie wiemy.

Po roku zwolnień, w całkiem młodym wieku, wielu z nas zaczęło odliczać czas do emerytury.

Optymalizacja, czyli meandry narracji neoliberalnej

Transformacja została wprowadzona w UP w myśl reguły bez znieczulenia i bez sprzeciwu, jako terapia szokowa. Nagle kluczowym powodem zwolnień osób sprzeciwiających się polityce nowych władz uczelni stała się „utrata zaufania pracodawcy” – kryterium nieznane dotąd w środowiskach akademickich, gdzie nawet najcięższe przewinienia traciły swój rezon w mozolnych, trwających lata postępowaniach dyscyplinarnych. Tymczasem okazało się, że człowieka można zwolnić szybko, z dnia na dzień, wystarczy myśleć jak Frank Underwood w serialu House of Cards: przejrzeć wygórowane zakresy obowiązków, niesumujące się w Wordzie tabelki finansowe, zmęczone podpisy – zawsze czegoś zabraknie, albo czegoś będzie za dużo. Nagle – jak nigdy wcześniej – nasz uniwersytet nawiązał kontakt z realiami rynku pracy. Jak w Amazonie, jak w mBanku – i u nas zaczęto zwalniać związkowców. Za działalność związkową. Wieżą z kości słoniowej się rozpadła.

Utrata zaufania pracodawcy oznacza w rzeczywistości, że pracodawca rości sobie prawo do nieomylności. Nigdy nie przyzna się do błędu. Dlatego po kolejnych zebraniach z władzami uczelni coraz trudniej było zaufać swoim oczom i uszom. Z przerażeniem zauważam pewnego dnia, że tęsknię do jakiejś narracji, która obieca mi spokój, ugłaszcze spójnością. Jakże łatwo uwierzyć w chwili słabości w opowieść o protestujących mącicielach, którzy „niepotrzebne wzbudzają niepokój w naszej społeczności”. Każdy, kto jawnie protestował, traktowany był z podejrzliwością. Ta atmosfera eliminowała spontaniczne odruchy solidarności. Zamieszkaliśmy w mentalnych panoptykonach.

Media

Po roku rządzenia i negatywnych artykułów na temat uczelni w mediach lokalnych i ogólnopolskich, rektor postanowił „przejąć narrację”. Uczelnia podpisała porozumienie z Polska Press, a w radiu i gazetach regionalnych zaczęły pojawiać się tendencyjne wywiady (czy to z rektorem, czy kanclerzem). Próbowano wykreować rzeczywistość na pozór zwyczajną, w której odbywają się „normalne ruchy kadrowe”. Tylko dzięki nieludzkiemu wysiłkowi Inicjatywy Pracowniczej, aktywności biura poselskiego Macieja Gduli i rewolucyjnemu zaangażowaniu społeczności LGBT+, protestującej po wycofaniu się uczelni z dobrych praktyk na rzecz różnorodności, prawda o sytuacji w UP mogła ujrzeć światło dzienne. Dzisiaj, kiedy nasza uczelnia wybrała swoje nowe, koszmarne logo, nie da się już zatrzymać setek ironicznych komentarzy, które zaczynają pojawiać się w mediach społecznościowych. Ile oślepionych władzą oczu musiało zaakceptować tę graficzną pomyłkę? Ile rąk klepnęło coś, co zamienia naszą komunikację zewnętrzna w smutny, falliczny żart?

Atomizacja społeczności

Szybko stało się jasne, że władza oczekuje podporządkowania całkowitego, bezwarunkowego i niezachwianego. Zostaliśmy podzieleni na królestwa (zwane instytutami) i pouczeni, że powinniśmy pilnować swoich interesów. Obsesja kontroli stała się totalna: zmieniono regulamin korzystania z poczty służbowej, wyraźnie artykułując możliwość sprawdzania naszych kont pocztowych przez pracodawcę (choć większość z nas pracuje na prywatnym sprzęcie); zaczął się okres anonimowych donosów, opartych na informacjach zaczerpniętych z mediów społecznościowych pracowników; konto byłego rektora zostało zhakowane, co doprowadziło do ujawnienia poufnych informacji. Władze monitorowały nawet podpisy pod petycjami w obronie zwalnianych kolegów i koleżanek. Na słynną „panią Basię” z dziekanatu, wieloletnią współpracowniczkę rektora (wówczas na stanowisku dziekana) nałożono karę porządkową za podpisanie petycji w obronie koleżanki (użyła słów: „podpisuję, bo to kłamstwo”). Chodziło o kontrolę nad ludźmi i utrzymanie nas w napięciu, strachu.

W przedziwny sposób zaczęto też interpretować pojęcie autonomii uczelni: nie jako jej niezależność od władzy politycznej i jej bezpośrednich wpływów, tylko jako jawne przyzwolenie na prowadzenie brutalnej polityki kadrowej oraz stopniowe izolowanie uczelni od wpływów międzynarodowego i krajowego środowiska naukowego.

Ewangelia dla Nauki dała rektorom potężne instrumenty sprawowania władzy. Nawet istniejący dotychczas mechanizm angażowania społeczności w decyzje kadrowe został zakwestionowany. W kilku wypadkach wybory dyrektorów instytutów i kierowników katedr (lub ich odwołania), które zwykle stanowiły przypieczętowanie woli rady instytutu, zostały rozstrzygnięte jednoosobową decyzją rektora. Na miejsce zwalnianych lub rezygnującej „kadry menadżerskiej” odgórnie powoływano zwolenników obecnych władz. Łączenie i dzielenie instytutów stanowiło doskonały argument za usunięciem niepokornych dyrektorów. Ostatnio o przekształceniach jednostek (np. Instytutu Geografii) ich dyrektorzy dowiadują się z oficjalnych zarządzeń.

Entropia

W pracy cenię sobie profesjonalizm. Robię kursy i szkolenia z zarządzania, czytam Ewangelię Gowina, kodeks pracy, kodeks administracyjny. Spotkanko za spotkankiem, bo kontakt z ludźmi fundamentem porozumienia. Ale nadchodzi taki moment, kiedy wiesz już, że nie ma miary, którą można by ogarnąć ten chaos i codzienne rozproszenie ludzkiej energii. Sięgasz więc po książki z innych rejestrów, z innych epok totalnych, bo opisane w nich mechanizmy jakoś lepiej przystają do twojej rzeczywistości.

I zaczynasz swoje prywatne Wielkie Mentalne Czuwanie: nasłuchujesz wiadomości o tym, kto następny zostanie zwolniony; sprawdzasz maile od związku zawodowego, szukając w nich swojego nazwiska; próbujesz zrozumieć zależności, w które uwikłał cię System.

Może osobom z zewnątrz trudno zrozumieć ogrom emocji, które towarzyszą nam od ponad dwóch lat. Przecież na całym świecie ludzie są zwalniani z błahych powodów, a stabilność zatrudnienia zawsze była fikcją. Ale warto zrozumieć, że każde jedno zwolnienie to osobisty dramat, bo zaprawdę dotyka osób wierzących, że to, co robią ma głęboki, społeczny sens. Nie jesteśmy idealni, nieomylni, ale czyż w Konstytucji RP nie zapisano, że „przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”?

Po pewnym czasie wieści o sytuacji w Twoim miejscu pracy docierają do rodziny. Najpierw martwić zaczyna się mama, zgodnie z kolejnością dziedziczenia zmartwień. Babci mówi się niewiele, bo by od tego umarła. Później martwi się reszta rodziny. Nagle Twój etat, który zawsze był jak Cud Bożonarodzeniowy, jak wymarzony prezent pod choinkę – nieco uciążliwy, nie szyty na miarę, ale jednak będący spełnieniem Twoich marzeń – jest zagrożony. W atakach paniki przeglądasz ogłoszenia o pracę na stanowiskach naukowo-dydaktycznych i jeszcze wyraźniej widzisz, że na uczelniach w twojej dyscyplinie pracy nie ma, i nie będzie. Każdego dnia czekasz na wypowiedzenie, jak na nadejście Mesjasza. Sprawdzasz skrzynkę pocztową i biegniesz na pocztę odebrać listy polecone. Oddychasz z ulgą, kiedy to tylko korespondencja ze spółdzielni. Odbierasz telefony z nieznanego numeru, zawsze myśląc, że to Oni… Przychodzą takie dni, że nie możesz wstać z łóżka. Albo marzysz o tym, żeby zasnąć i przespać kolejne lata kadencji twojego szefa. Obudzić się już w innym miejscu i czasie.

Ciało

Niektórzy z nas jeszcze pamiętają, jak przez kilka kolejnych lat staraliśmy się o uruchomienie na uczelni karty Multisport – promocyjnych wejściówek na obiekty sportowe, do których zwyczajowo dopłacają pracodawcy, w ramach wspierania work-life-balance. Śmieszna sprawa, ale brzmi lepiej niż „zapomoga świąteczna” – nasz stały dodatek do pensji, przyznawany w okresie bożonarodzeniowym. Marzyły nam się wyrzeźbione ciała i płaskie brzuchy. W tej kwestii władze uczelni były jednak zawsze zgodne – odmawiały, polecając korzystanie z uczelnianego basenu.

A ciała tak bardzo mdli od uczelnianej polityki… U mnie odruchy wymiotne pojawiały się przy każdym mailu o zwolnieniu kolejnej osoby. Ciała sztywnieją, głowa chowa się w barkach. Jakby cały rok, całe lata, padał na ciebie zimny deszcz…

Pod koniec listopada 2022 dochodzi do nas wiadomość o śmierci Anny Sienkiewicz-Rogowskiej, wicedyrektorki Muzeum Warszawy. Od kilku lat poddawana presji politycznej, nie poddawała się, walczyła. Jej serce nie wytrzymało. Czy tak trudno zrozumieć realne konsekwencje donosów, zastraszeń i ciągłej presji politycznej?

Zniewolony umysł

Jak dobrze wszyscy wiemy, stopniowa erozja dyskursu akademickiego to w przypadku UP dzieło przewodniczącego związku zawodowego Solidarność. Od lat atakował władze uczelni, w tym poprzedniego rektora, posługując się retorycznymi apelami rozsyłanymi do pracowników uczelni, a w szczytowej fazie karykaturami, wieszanymi w związkowej gablotce. Wszystkie one, utrzymane w podobnej stylistyce, przedstawiały tytułowego psa pimpka (złośliwe określenie ówczesnego rektora), doświadczającego licznych upokorzeń ze strony współpracowników. Brak reakcji ze strony władz uczelni był wówczas (i jest nadal, bo kolejne grafiki wiszą koło stołówki) wyraźnym znakiem danym społeczności, że tego typu retoryka nie będzie karana.

Świadkiem tych działań zawsze była milcząca większość. Milczenie oznaczać mogło tak wiele: od przyzwolenia, po formę ucieczki lub zastygnięcia i zakamuflowania.

Faktem jest jednak, że gra ustępstw i lojalności, o której pisał Miłosz w Zniewolonym umyśle, toczy się dalej. Wytwarza solidarność wśród tych, którzy ją uprawiają. „Aktorstwo dnia codziennego tym się różni od aktorstwa w teatrze, że wszyscy grają przed wszystkimi i wiedzą nawzajem o sobie, że grają. To, że ktoś gra, nie jest mu poczytywane za ujmę i nie dowodzi bynajmniej jego nieprawowierności. Chodzi tylko o to, żeby grał dobrze, bo umiejętność dobrego wejścia w swoją rolę stanowi dowód, że ta część jego osobowości, na której buduje swoją rolę, jest w nim dostatecznie rozwinięta”. Żyjąc więc w lęku przez zrośnięciem z rolą, robimy co do nas należy.

Dobry panie – czy będziesz wiedział, co przeżyłeś?

Rektor kreuje narrację, w której przekonuje nas, że wszystkie działania podejmowane są dla naszego dobra, o które dba się dniami i nocami. Po lekturze Chamstwa Pobłockiego trudno jednak nie dostrzec tej uderzającej analogi między sytuacją na UP a relacjami: pan-chłopi w feudalnej Polsce. „Dobry pan to taki, który nie musi własnoręcznie bić, bo ma do tego sługów” – pisze historyk. Brzmi znajomo? Ile to razy rektor tłumaczył, że nie będzie ingerował w działania prorektorów, choć w rzeczywistości ponosi pełna odpowiedzialność (jako pracodawca) za to, co dzieje się w uczelni? Ojciec-patriarcha zawsze powie, że swoim dzieciom pomaga, a nie je eksploatuje. Dzieci zaś przedstawia się jako te, które same o sobie nie mogą stanowić i potrzebują prowadzenia oraz ochrony.

Niestety ten sam ojciec nosi cechy homo sovieticus – został podporządkowany „partii”, ucieka od wolności i odpowiedzialności, dogaduje się z władzą, bo „taka koniunktura”, reaguje impulsywnie na jakiekolwiek objawy sprzeciwu. Nigdy nie przeciwstawi się silniejszym, a zatem zapewne nie zdąży się zorientować na czas, kiedy silniejsi się go pozbędą. Nie myśli samodzielnie, nie podejmuje autonomicznych decyzji. Chce się wszystkim przypodobać, więc jego decyzje są ze sobą wewnętrznie sprzeczne. Jak każdy narcyz przeżywa oceny innych, twierdząc, że ma „grubą skórę”. Obwiniania innych za swoje problemy (strategia opisana przez Audre Lorde: „Zajmij uciśnionych problemami pana”). Patriarcha o tendencjach narcystycznych żąda uległości, bo podświadomie lubi dominować. Czasem mi go nawet żal, bo nie wie, że już ma gotowego następcę na swoje miejsce.

To, co kluczowe dla zrozumienia folwarku uczelnianego, to dążenie do pielęgnowania osobistych więzi między przedstawicielami władzy a „poddanymi”. Porządne instytucje zawsze posiadają transparentne, sformalizowane zasady procedowania spraw. Gdy zasad tych brak, każdy musi osobiście wydreptać sobie ścieżkę „do góry”. Każdy „akt dobroci” skierowany do jednostki (dyrektora, kierownika, profesora) naznacza ją na tle społeczności. W ten sposób wzmacnia się oczekiwanie lojalności wobec „pana” i nieufność wobec korzystających z dobrodziejstw. Cokolwiek wydarza się za zamkniętymi drzwiami gabinetów rektorskich musi zostać zespolone omertą. Na UP dostęp do informacji (np. planu restrukturyzacji) jest ograniczony, nie rozumiemy sposobu podejmowania decyzji, podziału kompetencji, procedury są nieprzejrzyste. Im mniej jawna jest rola danej osoby w układzie, tym prawdopodobniejsze, że jej wpływ na decyzje jest większy. Jak to możliwe, że wszystko poszło nie tak?

Orwell 2022

Przez długi czas wydawało nam się, że problemy wykładowców pozostają przeźroczyste dla studiujących. Ale w 2022 roku student Jakub Gajda stał się ofiarą anonimowego donosu, w którego wyniku został czasowo zawieszony w prawach studenta. Oskarżano go o planowanie ataku na władze przy użyciu plastikowego pistoletu. Interwencja mediów i wykładowców doprowadziła do „odwieszenia” studenta, ale popełnionych krzywd nie dało się już cofnąć. Chłopak zmienił uczelnię.

Arogancja władzy eksplodowała podczas protestów osób LGBT+, domagających się poszanowania ich praw do określania się zaimkami i imionami zgodnymi z tożsamością płciową. Protestujący zostali oddzieleni od uczelni taśmą ostrzegawczą, a protest zagłuszano dmuchawami.

Na uczelni panuje atmosfera pełna napięcia i podejrzeń. Aktywność i samorządność studentów jest ograniczana do minimum. „Fluid zbiorowy, który powstaje z wymiany i sumowania fluidów poszczególnych, jest zły. Jest to aura siły i nieszczęścia, wewnętrznego paraliżu i zewnętrznej ruchliwości” (Miłosz, Zniewolony umysł).

Militaryzacja uczelni

Jakiś czas temu na naszym Uniwersytecie (uczelni pedagogicznej!) otwarto studia: bezpieczeństwo międzynarodowe, bezpieczeństwo państwa. W czerwcu 2022 uczelnię odwiedza Prezes Rady Ministrów, Mateusz Morawiecki. Jak informuje uczelnia, „rozmowy dotyczyły przede wszystkim budowy centrum dydaktyczno-konferencyjnego, obejmującego wielostanowiskową strzelnicę”. Strzelnicę! Nie przedszkole, nie żłobek, nie centrum kultury, lecz miejsce, w którym uczy się zabijać ludzi.

28 października 2022 na stronie uczelni opublikowano zdjęcie z wizyty Wiceprezesa Rady Ministrów, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotra Glińskiego oraz Wicemarszałka Sejmu RP Ryszarda Terleckiego. Grupa zadowolonych mężczyzn przedziera się przez ruiny fortu. Uważny obserwator może dostrzec, że w grupie (w drugich rzędach) są trzy kobiety – całkowicie zasłonięte przez mężczyzn. Publikujący zdjęcie nie widzą w tym nic niewłaściwego.

27 października na stronie UP umieszczono informację o spotkaniu władz uczelni „w gmachu Sejmu RP z Wicemarszałkiem Sejmu Ryszardem Terleckim oraz Sekretarzem Stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Wojciechem Skurkiewiczem. Podczas rozmowy poruszono między innymi temat otwarcia w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie kierunku cyberbezpieczeństwo oraz nawiązania współpracy między Uczelnią a Ministerstwem Obrony Narodowej”. 14 października 2022 rektor Borek udziela wywiadu w TVP3 Kraków, w którym informuje, że dzięki współpracy z kuratorium zrealizowano pilotażowy program z zakresu obronności dla ostatnich klas LO.

Proste zasady dyplomacji zakładają, że uczelnia pedagogiczna powinna współpracować z kuratorium. Ale nie musi robić tego w tak ostentacyjny sposób. Liczne spotkania z kurator Nowak oraz przedstawicielami rządu to jawna deklaracja polityczna. Rektor w ten sposób pokazuje swoje wpływy w ministerstwie, chwali się znajomościami. Czy to naiwność wierzyć, że służba cywilna (a przecież pracujemy w uczelni publicznej!) powinna zapewniać zawodowe, rzetelne, bezstronne i politycznie neutralne wykonywanie zadań?

Choć nasza władza z gorliwością modernizuje UP, styl sprawowania władzy jest całkowicie oderwany od współczesnych standardów komunikacji i zarządzania. Stanowi przeciwieństwo idei uniwersytetu otwartego (przypomnę, że senat cudem odrzucił plan budowy ogrodzenia wokół uczelni, który dobitnie wyrażał stosunek władzy do świata zewnętrznego). Otwartość instytucji oznacza, że nikt nie jest w posiadaniu prawdy ostatecznej, konieczne jest więc bezustanne inicjowanie dialogu, umożliwiającego współistnienie. W przypadku uniwersytetów filarami otwartości są zasady: autonomii uczelni, wolności badań akademickich, możliwość zrzeszania się w związkach zawodowych oraz stowarzyszeniach studenckich, zasady kolegialności i samorządności. Każdą z nich nasza władza próbuje rozmontować. Każda oznaka niezgody traktowana jest z najwyższą pogardą.

Obserwujemy również kult „działania dla działania”. Na UP reformuje się „dla reformowania”, choć nikt nie widział dowodów na to, że reformy są konieczne i skuteczne. Mimo wielokrotnych zapewnień, że po półtorej roku zwolnień „sytuacja finansowa jest stabilna”, ciągle dochodzi do łączenia i przekształcania jednostek. Ostatni raz zajmowaliśmy się kwestiami rozwoju naukowego przy okazji parametryzacji i tylko dlatego, że za otrzymanymi kategoriami „idą pieniądze”. Rektor ds. Nauki milczy.

I w końcu uczelniana nowomowa, której nauczyliśmy się przez ostatnie dwa lata… Składa się z fraz: propozycja przejścia na kontrakt czasowy dla emerytów (czytaj: dyskryminacja ze względu na wiek i przekształcenie umów na czas nieokreślony w kontrakty na czas określony); normalny ruch kadrowy (czytaj: zwolnienia z powodu rzekomego braku lojalności) itp. Wypracowano zespół reguł językowych, które utrudniają świadkom tych zdarzeń ich porównanie do tego, co wcześniej nazywaliśmy kłamstwem i niegodziwością. Starano się doprowadzić do sytuacji, w której różnica między prawdą a fałszem przestała być obiektywna, a o tym, co uznawane jest za prawdę, decyduje siła, presja i stałe powtarzanie tych samych formuł propagandowych.

Co dalej?

Ponoć każda żałoba ma swoje etapy: od zaprzeczania, przez próby targowania się, depresję, po akceptację. Może powinniśmy pogodzić się z myślą, że lepiej nie będzie, przynajmniej przez najbliższe półtora roku. Władza zacznie wewnętrzne gry o tron.

Nazwanie rzeczy po imieniu ułatwia planowanie działań. Timothy Snyder w książce O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku radzi bronić instytucji – takimi środkami, na jakie nas stać w danym momencie. Chodzi m.in. o dbanie o etykę zawodową; punktowanie postępującego militaryzmu; dbałość o język (chociażby przez unikanie militarnych odwołań czy haseł przypominających mowę nienawiści) i wyczulenie na „niebezpieczne słowa” („Zwracaj uwagę na pojawianie się terminów >>ekstremizm<< i >>terroryzm<<. Bądź wyczulony na >>zagrożenie<< i >>wyjątek<< – są śmiertelnie niebezpieczne. Okazuj gniew, gdy ktoś podstępnie sięga do patriotycznego leksykonu”); utrzymywanie nadziei i wiary w prawdę, dociekliwość, budowanie relacji, wspieranie słusznych spraw, uczenie się od innych instytucji; chronienie życia prywatnego („Co paskudniejsze reżimy wykorzystują swoją wiedzę o tobie, by wywrzeć na ciebie presję. Regularnie czyść komputer ze złośliwego oprogramowania. Pamiętaj, że wysyłając e-mail, piszesz na niebie. Zastanów się nad użyciem alternatywnych narzędzi albo po prostu ogranicza korzystnie z poczty elektronicznej. Sprawy osobiste załatwiaj osobiście”); zachowanie spokoju w sytuacji, gdy ktoś ogłasza kryzys (stan wyjątkowy) i próbuje w ten sposób łamać istniejące zasady.

I na koniec dodaje: „Bądź tak odważny, jak potrafisz”.

Janek Sawa (pseudonim)